Korfu to wyspa, na której wszystko oddycha spokojem. Porasta ją ponad trzy miliony drzew oliwnych – niektóre pamiętają czasy weneckie – a krajobrazy zachwycają na każdym kilometrze. Zieleń wzgórz spotyka się tu z błękitem Morza Jońskiego, tworząc naturalną mozaikę światła, zapachu i przestrzeni. Północ wyspy to wysokie klify i widokowe trasy samochodowe, południe – to leniwe plaże i rybackie wioski, w których życie toczy się jakby w zwolnionym tempie. Tutaj słońce nie męczy – ono otula, a wiatr pachnie ziołami i morską solą.
Korfu było świadkiem wielkiej historii – i do dziś nosi ją z dumą. W stolicy, mieście Korfu (Kerkyra), neoklasyczne rezydencje stoją obok bizantyjskich kościołów, a ulice przypominają raczej włoską starówkę niż typową grecką chórę. Spacer arkadami Liston to jak podróż w czasie – z filiżanką kawy w ręku i widokiem na Esplanadę, jeden z największych miejskich placów w Europie. W Pałacu św. Michała i Jerzego zachowały się ślady panowania brytyjskiego, a na wzgórzu Achilleion – pałac Sisi – można zanurzyć się w sentymentalnej atmosferze XIX wieku. Korfu to jedyna grecka wyspa, która nigdy nie była pod panowaniem tureckim – dzięki temu jej architektura i atmosfera są absolutnie wyjątkowe.
Korfu nie trzeba eksplorować szybko – ona sama pokazuje swoje skarby tym, którzy zwalniają krok. Z jednej strony słynna plaża Paleokastritsa z jaskiniami dostępnymi tylko od strony morza, z drugiej – ciche, piaszczyste brzegi na południu, gdzie nie słychać nic prócz cykad i fal. Można tu wypożyczyć łódkę bez patentu i odkrywać zatoczki, w których nikt wcześniej nie stanął. Są szlaki piesze prowadzące przez wzgórza Pantokrator z panoramą na Albanię, są rowerowe trasy przez gaje oliwne i punkty widokowe z zachodami słońca, które wyglądają jak obraz impresjonisty. A kto nie chce się ruszać – nie musi. Wystarczy leżak, książka i szum fal.
Na stole królują dania, których nie znajdziesz na innych wyspach: sofrito – wołowina duszona w białym winie z czosnkiem i pietruszką, pastitsada – makaron z pikantnym sosem pomidorowym i mięsem, czy rybne bourdeto w ostrym, paprykowym bulionie. To spuścizna wpływów weneckich, ale też lokalna duma. Korfu pachnie cytrusami, zwłaszcza wyjątkową odmianą kumkwatu, z którego powstają likiery i konfitury. Codzienność to tu wino z własnych winnic, świeży chleb z pieca, ser ladotyri dojrzewający w oliwie i oliwa tak dobra, że nie potrzebuje żadnych dodatków. Każdy posiłek to powód do świętowania – nawet jeśli świętujesz tylko to, że jesteś tu.
To nie jest miejsce, które „zalicza się” w przewodniku. Korfu to przestrzeń na głęboki oddech – dosłownie i w przenośni. To wyspa, która nie błyszczy luksusem na pokaz, ale oferuje coś więcej: autentyczność. Można ją poznawać intensywnie – dzień po dniu – albo pozwolić jej działać bez planu. To miejsce na rozmowy, na ciszę, na wspomnienia. Na ponowne połączenie się z tym, co naprawdę ważne. I choć prom może Cię zabrać z powrotem na ląd, Korfu zostanie w Tobie jeszcze długo. A może – wrócisz tu szybciej, niż myślisz.